sobota, 30 maja 2015

Jestem na instagramie;)

Znów nie było mnie tu bardzo długo:) Także witam was serdecznie.

Od jakiegoś czasu posiadam konto na Instagramie i postanowiłam, że połączę go z moim blogiem. Pod nagłówkiem bloga wyświetlają się moje zdjęcia, które też tam zamieściłam. Chciałabym, żeby konto na tymże portalu służyło głównie do zamieszczania zdjęć tego, czym się obecnie interesuję - czyli quilling, dieta, no i fryzury, które są moją pasją od dawna, choć robię wszystko amatorsko. 

Jeśli podobają Wam się niektóre zdjęcia, komentujcie. Jeśli macie własne konta na Instagramie z to proszę Was o podanie swoich loginów, bo chętnie także was poobserwuję:)


POZDRAWIAM Wiolka!

piątek, 27 marca 2015

PANI DOMU POŻAL SIĘ BOŻE

Wielkanoc nadchodzi wielkimi krokami...Świąteczne porządki. Tak chciałabym je ogarnąć wreszcie. Mam małe mieszkanie. Bardzo małe. Je ostatnio chodzę wycieńczona jak zombie. Te pół godziny za dnia, które Kamila mi przesypia to zdecydowanie za mało. Niby coś robię, ale najczęściej muszę rzucić to w połowie bo właśnie młodej zachciało się płakać.

Ogólnie Kamila uznana jest w rodzinie za bardzo grzeczne dziecko. Potrafi dość długo bawić się sama w łóżeczku. Jakoś jej gryzaki i miśki jeszcze się jej nie znudziły. Ale ja i tak jestem zmęczona. Albo to pogoda taka? Nie wiem. Gotuję obiad, w locie, coś tam pozamiatam, czasami wytrę kurze z mebli. Czasami ogarnę którąś z szafek. Umyję ze dwa okna które kurde.. za dwa dni wyglądają tak samo. NORMALNIE RĘCE OPADAJĄ! Pranie? Dna kosza nie widziałam od kilku miesięcy, bo w domu nie chce mi schnąć. poza tym te plamy po zupkach dla dzieci! Cholera, z czego jest ta marchewka w tych zupkach? Z kurkuminy?? !!! No szlag mnie trafia, bo zupki daję tylko "w terenie"
ale po każdej z nich muszę wyrzucić albo śliniak, albo pieluchę albo body. Zdarza się, że wszystko na raz. Też was to drażni??


Macie może jakieś sposoby na ogarnięcie tego wszystkiego?  Po kolei?


Nie mam czasu na nic...

poniedziałek, 16 marca 2015

Jak dobrze nam zdobywać góry... Początki metamorfozy.

Niemożliwe jak dużo może zdziałać nasza motywacja. Jeśli czegoś chcemy tak bardzo, z całego naszego serca, tak wiele możemy zrobić, Jak silną motywacją dla nas jest kopniak w zad. Jak silną motywacją jest rywalizacja... Jak wiele daje nam wsparcie bliskich,

Tak ciężko było mi ruszyć tyłek z kanapy. Jednak mój post z prośbą o Wasze wsparcie bardzo mnie zmotywował. KLIK Podziałało to na mnie tak, że ktoś mnie obserwuje. I wiecie co? Dzięki temu jestem szczęśliwa. Widzicie? Dałyście mi wsparcie, którego tak mi brakowało na start. 

Gdy tylko pojawiły się pierwsze efekty mojej pracy nad sobą, do wsparcia dołączył się mój mąż. Przez pierwsze tygodnie patrzył na moje zmniejszone porcje na talerzu z niedowierzaniem. Śmiał się, gdy fikałam niezgrabnie przed komputerem. A dziś? Nie może się napatrzeć na mój tyłek :D Boi się nawet, że nie będę go już chciała jak zrzucę następne kilogramy, a tyłek podniesie się do sufitu od ćwiczeń. Wiecie jak to motywuje, jak mąż znowu staje się zazdrosny?

Nie minęły dwa miesiące, a ja zrzuciłam siedem kilogramów. I nie, nie wsuwam sałaty. Jem niemalże tak jak wcześniej, Ryż brązowy, choć twardszy, da się zjeść. Chleb żytni smakuje mi ogromnie, choć jego cena jest wiele wyższa, niż pieczywa białego. Porcja to ok 1/3 tego co zwykle. Jednak regularne posiłki powodują, ze nie czuję głodu. Waga spada powoli. około kg/tydzień.  I bardzo dobrze, bo nie chcę, by zrobiła mi się nadwyżka. 

Ćwiczenia? Pokochałam! Choć na początku nie dawałam rady dotrwać do połowy ćwiczeń jakie wyświetlały się na moim komputerze, dziś spokojnie daje radę po dwie serie! Nie możliwe jak poprawiła się moja kondycja! Dwa razy w tygodniu godzina siłowni (rowerek, steper, wioślarz). dzięki bogu, mam możliwość taniego wejścia (5zł/h) na naszą halę sportową. Są oczywiście kluby fitness, ale tak wejście jest zbyt drogie bym mogła sobie na to pozwolić, przy zasiłku z macierzyńskiego z pół etatu. (Pensji męża nie biorę pod uwagę w ogóle, bo uważam, że to pieniądze na dzieci, opłaty i życie)

Chciałabym pokazać Wam jak się zmieniło moje ciało. Co prawda nie mam zdjęć sprzed dwóch miesięcy, Ale mam z końca grudnia i to mój wygląd wyjściowy do waszego porównania.

 Dzień 27 grudnia 2014
 13 Marca 2015

Wiadomo, dużo zależy od ustawienia do zdjęcia, ale od razu mówię - brzuch nie jest wciągnięty


Następne zdjęcia za miesiąc... Mam nadzieje, że też będziecie widzieć to co ja:)


Także dziękuję Wam bardzo, za potężnego kopa w zad. Jesteście wspaniałe!

Pozdrawiam Wiolka

poniedziałek, 2 marca 2015

POWRÓT NA BLOGOSFERĘ? W SKRÓCIE

Witam Was Moje drogie po dłuuugiej nieobecności!


Miesiąc mnie tu nie było. Długo... Zepsuł mi się komputer. I w sumie też mało czasu. Starałam się zaglądać do Was mobilnie, jednakże, każda próba zamieszczenia komentarzy kończyła się fiaskiem i nerwami. Tyle rzeczy trzeba było robić. Nauka starszej córki, ćwiczenia, rozliczanie PIT-ów. Tak bardzo chciałabym odpocząć. prosiłam córki o urlop, ale nie dały się namówić...;/

Nie wiem czy uda mi się bywać tu regularnie, Choć tyle we mnie uczuć, które chciałabym wylać.
Ale może najpierw się pochwalę.

Zjechałam 4 kg! -5cm w pasie, -7 na wysokości pępka. Dietę 5;2 w sumie lekko wzieło w łeb. Choć w pierwszym tygodniu schudłam 2 kg, stwierdziłam, że to za szybko i tylko zostałam przy małych porcjach. No i ćwiczę. Jak nie da rady z MEL B to zasuwam przed snem z brzuszkami i przysiadami, Także, jak na mój słomiany zapał, to nieźle. Może do wakacji nie uda się zrzucić jeszcze tych dodatkowych 13 kg, które sobie założyłam, ale chociaż może dojdę do wagi sprzed ciąży (58kg). Wiosna idzie;) Zaczniemy biegać;)

Włosy przestały wypadać. Niestety nie wiem, czego to jest zasługa. Czy wcierki Jantar, czy stabilizacji hormonów. Wcierka na pewno spowodowała wysyp baby hair, To widziałam już po półtorej tygodnia stosowania. Także Jest w porządku. Dodam zdjęcie następnym razem;)


Obserwowałam Wasze posty, niektóre wywoływały mój uśmiech, niektóre agresję. Na pewno wyrażę na ich temat swoją opinię na blogu.

Także pozdrawiam! SEE YA

Wiolka!

piątek, 30 stycznia 2015

Dieta dieta i jeszcze raz Mel B:)

Tak, długo nie było mnie w blogosferze. Tydzień, półtorej. Jednakże opieka na dziećmi i start w diecie absorbuje u mnie bardzo wiele czasu. Notuję zapisuję, czytam, dokształcam się. Trochę wiedzy trzeba zaczerpnąć, by pojawiły się efekty.

Od poniedziałku dość radykalnie zmieniłam swój sposób odżywiania. Wprowadziłam regularne posiłki. Jem regularnie. Co trzy godziny. 8;00 śniadanie, 11;00 II śniadanie. 13:30 -14:00 Obiad. 16:30 podwieczorek. 19:00 kolacja. Trzymam się ściśle wytycznych kaloryczności, które sobie ustaliłam, Poniedziałek, środa, czwartek, sobota i niedziela jem "normalnie" po 2000 kcal. Wtorek i piątek 500 kcal. Stwierdziłam, ze spróbuję zastosować popularną ostatnio dietę 5:2. (Pięć dni jemy normalnie, a dwa nie postępujące po sobie dni w tygodniu poszczę). Mimo tych 500 kcal i tak rozłożyłam je na 5 posiłków. Dało się. Jednakże pierwszy wtorek był kiepski. Kręciło mi się wieczorem koło 22 tak w głowie, jak gdybym była lekko wstawiona. Ale myśl, że jutro mogę zjeść normalnie, trzymała mnie przy życiu. Dziś drugi taki dzień. Ale nie jest źle. Żołądek się już zdążył skurczyć. Ale wiecie co? Jem smacznie i to mnie cieszy. Bo nie ma nic gorszego, jak zrezygnować z największej przyjemności w życiu jakim jest jedzenie.

Zapisuję to co zjadłam i wypiłam. Trzymam się ściśle tego, by w każdym głównym posiłku było białko, witaminy i węglowodany. W końcu nie chcę się zagłodzić i doprowadzić do wyniszczeń w organizmie.

I ćwiczenia. Oj tak, ćwiczę codziennie... Na razie po 30 min, bo wiem, że jeśli za mocno się przeforsuję, zwyczajnie odechce mi się jakiegokolwiek wysiłku fizycznego. To jest to. Na początku było ciężko. Do wczoraj miałam zakwasy na całym ciele. Czułam każdy, ale to każdy mięsień. Przy każdym pochyleniu, ubieraniu czy wstawaniu z krzesła czułam, który mięsień pracuje! Ale wiecie jak to cieszy? Zaczyna chyba we mnie dojrzewać świadomość mojego ciała!


Dziś postaram się poodwiedzać Was. Ciekawość mnie zżera co tak fajnego się u Ws działo;)

Pozdrawiam Serdecznie!


poniedziałek, 19 stycznia 2015

JESTEM GRUBA I MI TO PRZESZKADZA! ALE....

Jestem zbyt leniwa, żeby coś z tym zrobić. Codziennie oglądam metamorfozy na funpage'u u Chodakowskiej I MARZĘ, ŻE ZNÓW WYGLĄDAM TAK JAK KIEDYŚ. Zaczynam jakieś piętnastominutowe cardio na YouTube z MEL B i po siedmiu minutach siadam na tym swoim tłustym dupsku i wpierdzielam batona. 

W ciąży przybrałam 26 kg. Codziennie ćwicząc. Przed ciążą ważyłam 58 kg przy wzroście 1,58 m, nosiłam rozmiar M. Gdzieś tam fałdka była, ale mi nie przeszkadzała. Udało mi się schudnąć po pierwszej ciąży bez większego wysiłku. po 8 miesiącach byłam szczuplutka. A teraz?? Mała ma 6 m-cy a waga stanęła na 70 kg. i tak stoi i stoi od dwóch miesięcy. Nie jem wcale więcej niż wcześniej. Chyba że o Grapefruita. Jem go codziennie. TAK, UPARCIE WIERZĘ, ŻE GRAPEFRUIT MI POMOŻE SCHUDNĄĆ! Bzdura. Piję tylko wodę niegazowaną, bo po kolorowych świństwach mam wzdęcia. Cukruję jedną łyżeczkę. Ale co z tego, jak uwielbiam słodycze. Staram się ograniczać, ale jak już siądę do cukierków to na strzał wpierdzielę całe opakowanie. Nie wiem, może też zajadam brak nikotyny? No i znów się usprawiedliwiam. 

By trzeba było dupę ruszyć. A mi się kurna maryna nie chce! Albo i chce, ale nie mam motywacji. Dopingu. Mąż kocha mnie jak wcześniej, No może troszkę dokucza, ale nie jestem mu dłużna. I tak brnę w tym dalej i dalej. Nie mogę patrzeć na swoje zdjęcia. Wyglądam na nich jak hipek Z reklamy MICHELIN:D Ramie mam jak Rocky, a dupę jak Kim Kardashian (Nie, ona nie ma fajnego tyłka moim zdaniem)

Chciałabym wejść znowu w tak seksowną sukienkę jaką miała Kate Hudson na rozdaniu tegorocznych Złotych Globów. Jest szałowa.. Ale cóż.
VS


Wiecie co? Mam prośbę, zbesztajcie mnie albo coś, bo może potrzebuję konkretnego kopa w zad by coś ze sobą zrobić. Może potrzebuję dopingu by ktoś mi kibicował? A może jakiś inny pomysł?
Zwracam się do Was o pomoc!

sobota, 17 stycznia 2015

Kontrowersyjne metody antykoncepcji

Gdy zaszłam w pierwszą ciążę w wieku 19 lat, świat mi się zawalił. Tak to prawda, zawalił. Nie byłam szczęśliwa. Dopiero co rozpoczęłam studia, a co gorsza choruję przewlekle i nie mogę "WPAŚĆ", gdyż biorę silne leki, które często doprowadzają do chorób neurologicznych oraz nawet śmierci płodu. Niestety wpadłam.

          Łączenie tabletek "anty" w ogóle nie wchodziło w grę, gdyż w kontakcie z moimi lekami zwyczajnie nie działają. Prezerwatywa? Była! i co z tego, jak szlag ją trafił. Chłopak nie uświadomiony kupił pierwszy lepszy rozmiar gumek i ja nieświadoma czy nawet zawstydzona pójściem do gina po tabletkę "po". Takim oto sposobem urodziło się moje pierwsze dziecko. Pewnie znajdą się osóbki, które stwierdza, że jak tak mogę pisać o własnym dziecku. A niestety, nie była dzieckiem planowanym, przez pierwszy moment nawet niechcianym. Dopiero po kilku dniach od zobaczenia dwóch kresek zaczęłam się cieszyć, z ciąży.

TABLETKI "72 PO" ANTYKONCEPCJA AWARYJNA

A więc - zacznijmy od Tablety "po". W moim przypadku, byłaby świetnym rozwiązaniem, jednakże wstyd jaki bym musiała przeżyć, żeby otrzymać receptę, byłby nie do zniesienia, dlatego pomyśłałam: "a.. nie będę w ciąży". Teraz podobno jest dostępna bez recepty (lub będzie w najbliższym czasie, szczegółów nie znam) i jestem zdania, że BARDZO DOBRZE. Ale tylko i wyłącznie w przypadku, gdy osoby w trakcie zakupu będą automatycznie informowane przez farmaceutów o skutkach ubocznych i prawdziwym ich działaniu czyli, że opóźniają one proces owulacji poprzez zagęszczenie śluzu, a jeśli doszło już do zapłodnienia utrudniają zagnieżdżenie się komórki jajowej, Nie jest to tabletka wczesnoporonna! Wczesnoporonne to te, które niszczą zarodek we wczesnym etapie, a to już dla mnie aborcja.
          Dostęp takich tabletek bez recepty, będzie bardzo dobry dla ofiar gwałtu. Często się zdarza, że kobieta nie mówi nikomu, że została zgwałcona, gdyż jest to dla niej wstyd. Czuje się wtedy jak ladacznica. Idąc pod tabletkę po nie musi się od razu zwierzać obcym, że ktoś ją zgwałcił. tak samo, Gdy po imprezie, dziewczyna znalazła się w jakimś miejscu gdzie nie wie co się działo, bo ktoś jej czegoś dosypał. (Nie zawsze dziewczyna się upija!)
         Argument, że dziewczyny zaczną się teraz gzić na potęgę do mnie nie trafia. Prawda jest taka, że Biorąc kilka sztuk tabletek anty efekt jest taki sam, gdyż jest to po prostu ten sam hormon w postaci MAX o określonej dawce. I niestety, ale młodzież ma już tego świadomość! W ten sposób może nie ratowały by się nieograniczoną ilością tabletek anty co może nieść paskudne skutki dla ich organizmów.

PODWIĄZANIE JAJOWODÓW

Mam dwójkę dzieci, Więcej mieć nie chcę, ze względu na swoją chorobę. Dwie cesarki. Przez drugim cięciem zapytałam się czy jest możliwość, żeby mnie podwiązali. Oczywiście odpada, ewentualnie po trzeciej cesarce. Mimo choroby. Nie rozumiem dlaczego państwo wpier**** mi się do mojego układu rozrodczego! Co w tym takiego złego? Że się okaleczam? Moja sprawa! Nikogo przez to nie zabijam! TO MNIE WKURZA! Bo zabiera mi drogę do życia bez strachu. Powiecie - jeszcze jest spirala. Ok jest. I to może będzie metoda którą wybiorę, chodź się waham...

WAZEKTOMIA - Męska metoda antykoncepcji

Dlaczego to kobiety mają się zabezpieczać pytam? Dlaczego my mamy rozwalać naszą gospodarkę hormonalną? Mężczyzna też może podwiązać nasieniowody. JEST TO LEGALNE i nie niszczy męskiej gospodarki hormonalnej. Mówiąc brzydko, jak mu stał tak mu stać będzie! I jest możliwość rewazektomii! Kosztuje ok dwóch tysięcy złotych. W ogóle czemu to jest legalne, a podwiązanie jajników nie? Nie rozumiem?! 




MOJE ZDANIE - GO NIE ZMIENIĘ



czwartek, 15 stycznia 2015

Wypadanie włosów po porodzie. Zakupy apteczne :Wcierka Jantar

Wypadanie włosów po porodzie


Od dwóch miesięcy niewiarygodnie wypadają  mi włosy. Są wszędzie - na ubraniach, podłodze, łóżku. Przy myciu włosów non stop muszę czyścić z nich odpływ. Mąż żartował nawet, że na święta zakupi mi czepek zamiast prezentu:)

Przyczyna? Najprawdopodobniej hormony. W ciąży za sprawą dużego stężenia estrogenu zwyczajnie zatrzymana zostaje druga faza cyklu życia włosa - katagen (okres kiedy włos przestaje rosnąć i przygotowuje się do wypadnięcia). Oznacza to jedno - przez dziewięć miesięcy włosy nam nie wypadają, a co za tym idzie, gdy poziom estrogenu po porodzie spada, zaczynają nam gwałtownie wypadać te włosy, które powinny wypaść w ciągu tego okresu i te które wypaść mają teraz. Ilość wypadających włosów jest więc zatrważająca.
. Jak długo może trwać taki okres? Zwykle gwałtowne wypadanie włosów rozpoczyna się około 3-4 m-ca po porodzie.  Problem powinien zniknąć sam  6 do 9 miesięcy po porodzie. Wtedy właśnie ustaje burza hormonalna zaczyna cichnąć.  Według moich obliczeń (jeśli ten, kto wymyślił tę teorię miał racje oczywiście, a zapewne miał) w ciągu tego okresu może nam wypaść nawet 54 tysięcy włosów!
(Rachunek mój wyglądał następująco:
9m-cy x 30 dni x (do!)200 wypadających włosów dziennie)


Oszołomiona wspaniałymi opiniami odżywki (wcierki) Jantar w blogosferze, także byłam pewna, że chcę ją zakupić. Kupiłam dwie, gdyż moja mama także chętnie ją wypróbuje. Ze względu na fakt, iż obie zakupiłam w różnych aptekach ceny różniły się :) Moja kosztowała 11.99 zł a mamy 9,99 zł. Myślę, że cena jest przystępna za 100ml produktu:).

Przede wszystkim chciałabym wzmocnić swoje włoski i przyspieszyć ich wzrost. Nie pogardziłabym również świeżutkimi baby hair:) Szczególnie na zakolach, Tam włosy zaczęły wypadać mi jako pierwsze i jestem tam łysa jak kolano;( Oto one:D


Tak właśnie wyglądają w chwili obecnej moje zakola. Myślę też, że widać, że same włosy są w dobrej kondycji, jednakże te przerzedzenia... koszmar. 
Z tego też powodu chciałabym przetestować ową sławetną wcierkę w tych miejscach. Czy mi pomoże? Za miesiąc z chęcią pokaże Wam efekty. Nadmieniam, że nie będę używała, żadnych suplementów diety w międzyczasie, wspomagających wzrost włosów i paznokci, żeby efekt był jak najbardziej wiarygodny.

Z suplementów diety jednakże zakupiłam Capivit Hydro Control. Cena za miesięczną kurację w Aptece sieci "Zdrovit" wyniosła mnie 4,95! Od razu zapytałam aptekarki co jest nie tak, czy data ważności się kończy, bo w Rossmanie cena wynosi za ten sam specyfik 16.95zł! Przebicie cenowe kosmiczne! Farmaceutka zapewniła, że nie. Ale jednak ja miałam rację. Lek jest ważny jeszcze przez trzy miesiące. KŁAMCZUCHA Z TEJ PANI FARMACEUTKI NIEPRAWDAŻ? Jednakże zdążę go zużyć dlatego też nie pogardziłam ofertą. Za miesiąc powiem Wam czy moja przesuszona cera, jest bardziej "GŁADKA, ELASTYCZNA I SPRĘŻYSTA" :)

Pozdrawiam Was serdecznie

Buziaki Wiolka:)




środa, 14 stycznia 2015

Przekleństwa, złorzeczenia wierzyć czy nie wierzyć?

Czytając na temat , który mam zamiar właśnie poruszyć zaczęłam słyszeć "głosy". Poważnie mówię! W uszach dudniła mi jakaś modlitwa do Maryi brzmiąca jak egzorcyzm i stawała się coraz głośniejsza. Pomyślałam, Jezu Chryste! Dopiero mam zacząć post o przekleństwach, a już mnie opętało! Dźwięki zaczęły narastać w mojej głowie gdy tylko przechodziłam do kuchni. OSZALAŁAM ZWARIOWAŁAM! Pot zimny mnie oblał. I wtedy podeszłam do okna. Głos był jeszcze głośniejszy! Stwierdziłam: "Otworzę je. Może to jakaś procesja" śmiejąc się w duchu:D Co z tego, ze to nie okres takowych rzeczy, ale chciałam ratować się od myśli, że na tą chwilę zwariowałam. Głos stał się jeszcze głośniejszy i potem był tak głośny jakby ktoś stał obok mnie! I wtedy usłyszałam "NAWRACAJCIE SIĘ! Hahaha" Wyjrzałam przez okno, a tam co? Jakiś koleżka robi sobie jaja puszczając w samochodzie audycję Radia Maryja:D I to wyjaśniło wszystko, a szczególnie to, że dźwięk był tak głuchy jakby wydobywał się z mojej głowy, i na dodatek przecedzony przez nawiewniki okienne:D  pomyślałam sobie tylko "To sobie kolego moment wybrałeś?! Genau jak czytam o duchach i jakichś paranormalnych duperelach?" Wybaczcie za słownictwo ale dokładnie to pomyślałam.  To tak na nudnym wstępie;)

Przechodząc do rzeczy. pewnie każda z Was słyszała o przekleństwach urokach czy Złym Oku. Szczególnie w ciąży i po urodzeniu maluszka takich rzeczy jest bardzo wiele. Jesteśmy bombardowane tekstami typu "Nie przechodź pod sznurami i nie wiąż paska, bo się dziecko pępowiną okręci" Albo "Nie pokazuj dziecka do roku do lustra bo się.... UTOPI:D" No takie coś to ja uważam za kompletną bzdurę, Tak samo jak głupiutkie łańcuszki na facebooku. Jednakże wierzę w prawdziwe przekleństwa. Takie jak ktoś komuś rzuci słowem, złorzeczenie.


Opowiem wam pewną historię. Kiedyś jak wiadomo, głownie na wsiach gdy mężatki się rozwodziły a następnie wchodziły w nieformalne związki, było to bardzo źle odbierane. Jedna z takich kobiet zaszła w ciążę z żonatym mężczyzną (nie mając świadomości, gdyż mężczyzna ją zapewnił iż są już po rozwodzie) Gdy powiedziała o ciąży swoim rodzicom, ojciec rzucił w gniewie "LEPIEJ ŻEBY SIĘ TEN BĘKART NIE URODZIŁ!"
Kobieta zasmucona reakcją swoich rodziców wyjechała ze wsi do miasta wraz ze swoim partnerem. Do rozwodu doszło oczywiście. Kobieta była w ciąży prawie pełne dziewięć miesięcy. W trzydziestym siódmym tygodniu ciąży kobieta przestała odczuwać ruchy. W szpitalu od razu po badaniu podłączona została pod kroplówkę i musiała przejść przez poród ze świadomością, że urodzi martwe dziecko. Przyczyna zgonu płodu - nieznana.

Nie będę tu mówić o uczuciach kobiety, gdyż wiadomo jakie były. Ja uważam, że rzucanie takich słów ma swoją moc. Jest dla mnie nie zrozumiała, ale ją ma.  Historia ta jest prawdziwa. W tym roku będzie miała 28 lat. Tyle miał by chłopczyk o imieniu Sebastian.

Według Kościoła rzymskokatolickiego złorzeczenie jest przeciwieństwem błogosławieństwa. Jedno i drugie ma moc sprawczą.
 "Złorzeczenie, przeklinanie drugiej osoby nigdy nie jest obojętne dla osoby, przeciwko której jest skierowane. Znam co najmniej kilka takich przypadków, kiedy przekleństwo rzucone na pewną osobę zaczęło realizować się w jej życiu. Potrzeba było modlitwy uwolnienia, aby zło, które ciążyło nad osobą przeklętą, ustąpiło. Najbardziej chyba dramatyczne są przykłady, gdy przekleństwa rzucane są na dzieci i to także te jeszcze nienarodzone. Kościół zna wiele takich przypadków. Stąd też praktyka używania egzorcyzmów w czasie obrzędów chrztu świętego." ks Marcin Kostka FSSP 1


Ja nigdy nikomu nie złorzeczę. Myślę, że ma to zbyt dużą moc. Może pomyślicie, że jestem jakaś nawiedzona. Otóż nie. Po prostu wierzę w Boga ( nie nie jestem dewotką, wierzę tylko w Boga), a co za tym idzie duchy, OOBE i inne parapsychiczne rzeczy. Łatwo jest mnie nastraszyć. No ale cóż.


A wy miałyście styczność ze złorzeczeniem? A może wierzycie w duchy tak jak ja? ALBO MYŚLICIE ŻE JESTEM KOMPLETNĄ WARIATKĄ:) Każdą opinię chętnie przeczytam;)

Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie

Wiolka

1 żródło:http://www.piotrskarga.pl/bog-i-ojczyzna,10685,11796,p.html

wtorek, 13 stycznia 2015

Święte krowy są wśród nas!

Dziś wybraliśmy się rano z mężem i Kamilką na spacer do urzędu. Nawet pamiętam co sobie myślałam idąc w tamtą stronę, widząc jakiegoś kierowcę, który na pewno przekroczył dopuszczalną prędkość "Dobry kierowca, to taki który jeździ zgodnie z przepisami". Niestety wracając napotkaliśmy niemały problem. Jakiś kompletny ignorant zaparkował na całej szerokości chodnika, a my nie mieliśmy możliwości przejścia. Mąż musiał przejść z wózkiem po ulicy, gdyż gdyby przeszedł obok samochodu po trawniku, zwyczajnie nie zmieściłby się, albo porysował lakier. W okolicy nie było nawet pasów gdyż to droga zaraz za przejazdem kolejowym, głównie tranzytowa, więc nie było możliwości przejścia na drugą stronę ulicy. Widząc tą sytuację automatycznie wzięłam do ręki telefon i zrobiłam zdjęcia.


Jako osobie pieszej (niestety nie mogę zrobić prawa jazdy, sytuacja zdrowotna na to mi nie pozwala) takie sytuacje bardzo mnie wkurzają. A Wy jak się odnosicie do takich sytuacji?


Zdjęcie mało wyraźne, ale myślę że widać wszystko co ważne. Mąż nie wyraził zgody na publikowanie jego wizerunku a więc zamazałam  twarz:) Rejestrację częściowo również, żeby nie było:D

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Dzidzia zrobiła rodziców w bambuko:D

Od jakichś dwóch tygodni cisnę na moją pięciomiesięczną córeczkę by nauczyła się mówić  MAMA:) Chciałam by nie była gorsza od starszej z córek i do ukończenia 6 m-ca życia wypowiedziała te magiczne 2 sylaby:) Mąż oczywiście był pewny, że pierwsze wypowiedziane słowo to będzie TATA. a tu moja kochana córeczka gdy siedziałam przy komputerze zaczęła mnie usilnie wołać stękając. Rzuciłam tylko nie zastanawiając się "Kochanie, przyjdę natychmiast jeśli tylko powiesz MAMA!" PO kolejnych trzech stęknięciach nagle słyszę BABA!!! Zerwałam się na równe nogi i d razu zaczęłam nagrywać, gdyż byłam pewna, że mąż po powrocie z pracy mi zwyczajnie nie uwierzy:) I udało się! Bunia powtórzyła za mną ze dwa razy tak więc mam dowód:) A teraz cały czas powtarza to sobie gaworząc:) Najzwyczajniej spodobało jej się:)

 Oczywiście jestem świadoma tego, że to nie jest jeszcze świadome BABA:) Ale od tego się zaczyna, teraz będą inne sylaby i tylko do przodu w rozwoju mowy;)

A wy pamiętacie kiedy Wasze pociechy powiedziały pierwsze słowo? Jakie były Wasze reakcje? Mi cisnęły się łezki do oczu. Jestem prze szczęśliwa
:)

niedziela, 11 stycznia 2015

Przemoc w rodzinie

Dziś pragnę poruszyć bardzo trudny temat przemocy domowej. Post jest długi i tylko dla wytrwałych. Własne doświadczenie sprawiło, że ta tematyka została poruszona na moim blogu, dlatego uznałam, że mam prawo się wypowiedzieć. Ciekawej lektury i wytrwałości:)

Mało kto zdaje sobie sprawę jaki procent osób z naszego otoczenia miała z przemocą do czynienia. Niemal każdy widział przykłady na własne oczy, u sąsiadów, krewnych czy w swojej jednostce rodzinnej. Osoba obserwująca za każdym razem powtarza jedno "Ja bym nigdy nie dała tak sobą pomiatać, tym bardziej, uderzyć!" To bardzo błędne myślenie, i chciałabym Wam powiedzieć dlaczego tak właśnie jest.

CZYM JEST PRZEMOC DOMOWA?

Według Definicji Rady Europy przemoc domowa to „każde działanie jednego
z członków rodziny lub zaniedbanie, które zagraża życiu, cielesnej i psychicznej integralności lub wolności innego członka tej samej rodziny bądź poważnie szkodzi rozwojowi jego (jej) osobowości.” (1986). To oznacza, że w rodzinie pojawia się oprawca, który wykorzystuje swoją przewagę sił (psychicznych lub fizycznych), naruszając prawa osobiste ofiary takie jak np. prawo do nietykalności fizycznej, godności, szacunku, przez co powoduje cierpienie i szkody.
Najczęściej spotykanymi ofiarami są oczywiście kobiety i dzieci, według procedury Niebieskiej Karty stanowią one ok 90% ofiar. Resztę stanowią mężczyźni,


DROGA DO NIKĄD

Najczęściej przemoc domowa kojarzy nam się z biciem, siniakami alkoholem i biedotą. Nic bardziej błędnego. Akty przemocy pojawić się mogą w każdej rodzinie, jednakże mogą objawiać się inaczej. Spotkałam się z przemocą w rodzinie, gdzie alkohol pojawia się sporadycznie, a oprawca jest właścicielem firmy, wywodzącym się z dobrego domu. No właśnie. I tu jest pies pogrzebany. Oprawca najczęściej pozbawia ofiary niezależności finansowej i robi dobrą minę do złej gry. stara się skupiać uwagę innych na problemach otoczenia, sam odwracając ją od swojej rodziny. Co złego się dzieje w ich domu nie ma prawa wyjść poza jego mury. Sprawca może sprawiać wrażenie dobrze ułożonego, wręcz przezroczystego. A w domu może pojawiać się piekło.

Chyba każdy z nas zna te hasło. Jednakże w tych pięciu słowach tkwi sedno.
Agresor nie od razu zaczyna bić. Przemoc domowa to tak naprawdę pewnego rodzaju proces, który często ciągnie się latami. Pierwszym etapem może być właśnie zależność finansowa ofiary od sprawcy. Druga, to pozbawienie kontaktów z przyjaciółmi i rodziną lub ukrócenie do podstawowego minimum (urodziny przyjęcia, obowiązkowe spotkania rodzinne) ofiara przez to traci oparcie w innych i jest w tak zwanej pułapce. Oparcie może uzyskać tylko u partnera, dlatego zaczyna robić to, co on tylko nakaże. sprawca całkowicie traci szacunek do ofiary i zaczyna ją wyzywać od najgorszych. Zdarza się, że poniża ją w obecności obcych niby żartem. Ofiara traci przez to poczucie własnej wartości, w duchu robi się jej bardzo przykro jednakże zapytana czy jej to odpowiada, mówi, że to tylko takie poczucie humoru udając, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Osoby spoglądające z boku zaczynają  urywać kontakty z całą rodziną. W ten sposób ofiara może stracić ostatnią deskę ratunku.

Cykle przemocy
Osoby doznające przemocy przechodzą przez trzy fazy, Pierwsza to faza narastania napięcia, w której osoba stosująca przemoc jest stale podirytowana, a ofiara robi wszystko by załagodzić sytuację na wszelki wypadek, często kosztem innych członków rodziny. Następnie pojawia się faza gwałtownej przemocy. Sprawca wybucha, wpada w szał, niejednokrotnie dochodzi do przemocy fizycznej, kończącej się nawet śmiercią ofiary.

FAZA MIODOWEGO MIESIĄCA

Po każdym akcie gwałtownej agresji pojawia się okres wyjątkowo wspaniały dla ofiary i sprawcy.  Agresor ma świadomość, że posunął się za daleko, zaczyna przepraszać, szczerze żałuje, okazuje skruchę, obiecuje, że już się to nigdy, nie powtórzy, płacze, wzbudza litość, tłumaczy, że wszystko co robi to z miłości przekonuje ofiarę, że to był jednorazowy incydent, staje się podobny do tego, jaki był na początku znajomości, przynosi prezenty, rozmawia z ofiarą, dba o nią. Pojawiają się także obietnice, że pójdzie na terapię.
Ofiara zmiękczona jego zachowaniem zaczyna wierzyć że partner się zmienił, czuje się kochana, myśli, że jest dla niego ważna, spełniają się jej marzenia o cudownej miłości, odczuwa bliskość i zespolenie z partnerem, życie we dwoje znów wydaje jej się piękne i pełne nadziei. Taki okres trwa zwykle około miesiąca lub dwóch. Po czym znów w związku powtarza się ten sam proces.

POMOC OFIERZE

Niestety pomoc ofiarom przemocy jest bardzo trudna między innymi przez właśnie fazę miodowego miesiąca. Ofiara staje się współuzależniona. I tak jakby chce albo potrzebuje być poniżana. Niestety to prawda, ofiara podświadomie wie, że po złym incydencie pojawi się znów słońce i chce przeczekać zły okres. Uważa, że nigdzie nie otrzyma pomocy, że nie da sobie rady bez oprawcy. Sprawca tak głęboko wszczepił jej  świadomość, że jest do niczego, że zaczyna w to wierzyć. Osoby z zewnątrz nie pomogą ofierze, dopóki ona sama do tego nie dojrzeje. Najczęściej zakładane są tylko niebieskie karty, jednak nie dochodzi do złożenia doniesienia o przestępstwie.  Ofiara często jest szantażowana emocjonalnie przez partnera, Sprawca mówi, że jak nie wróci to się zabije przez co ofiara wraca do tej osoby, gdyż boi się, że będzie miała na sumieniu czyjeś życie.
Czy w takim razie pomoc dla ofiary przemocy ma sens? Uważam, że ma ale tylko gdy w ofierze zaczyna dojrzewać świadomość, że jest w złym położeniu. Gdy sama powoli zaczyna zwracać się o pomoc. Wcześniej nie będzie miało to większego sensu. Gadanie typu "jak możesz tak żyć, odejdź od niego" nie ma racji bytu, a sama osoba pomagająca, może być źle odebrana.


Dziecko obserwator = ofiara przemocy

Niekoniecznie dziecko będzie bezpośrednią ofiarą przemocy. Sama obserwacja przemocy stosowanej na innym członku rodziny przynosi urazy w psychice dziecka. Nie musi widzieć tej sytuacji, wystarczy, że ją słyszy lub widzi jej skutki (siniaki czy zdemolowany dom).
Najgorzej jest, gdy dziecko takie zaczyna traktować sprawcę jak autorytet. Sama niedawno miałam styczność z dzieckiem, które w trakcie intensywnej kłótni, pełnej agresji i wyzwisk śmiało się z tej sytuacji jak gdyby była to świetna komedia. Dlatego też ja jestem całkowitym wrogiem jakichkolwiek kłótni w obecności dzieci, a wyzwiska, nawiązywanie do tematów seksualnych w ich obecności w stosunku do kogokolwiek są dla mnie nie do przyjęcia


A czy wy miałyście "okazję" bycia obserwatorem przemocy? Co myślicie na ten temat?

pozdrawiam Wiolka


czwartek, 8 stycznia 2015

Refluks - jak okropnie to brzmi...

W ostatnim poście wspominałam Wam o tym, że moja córeczka zaczęła bardzo ulewać i w skrajnych przypadkach wymiotować. Po wykonaniu rutynowych badań (mocz, morfologia, cukier) udałam się do pediatry. Niestety wiem niewiele więcej niż wiedziałam przed wizytą.

Moje słoneczko ze śliniaczkiem się nie rozstaje...:)

W pierwszym przypadku - czyli 23 i 24 grudnia do wymiotów doszła biegunka. Zapach był intensywnie kwaśny a kolor blado, niemal biało-żółty. Przeraziło mnie to, gdyż mała od 2 m-cy była karmiona głownie mm, a piersią tylko w nocy, dlatego też kupka na pewno nie wyglądała tak jak powinna. Stwierdziłam sama - trzeba wprowadzić "głodówkę" czyli dawałam rozrzedzone mleko (połowę z ilości jaka została napisana na opakowaniu) oraz wodę z świeżej gotowanej marchwi na zatrzymanie biegunki. Podejrzewałam, że córka, albo ma infekcję, albo się zatruła (myślałam o zatruciu ze względu na to, że właśnie w tym dniu podawałam jej mleko z nowego opakowania i pomyślałam, że jest z nim coś nie tak). Pomogło... Moje słońce nie ulewało, wymioty ustąpiły kupka się utwardziła i nabrała marchewkowego kolorku. Niestety noce były nieprzespane, wstawałam do małej z pięć razy, bo tak była głodna.

Następne przypadki po tygodniu odbyły bez biegunki, przedwczorajszy incydent także. Wczoraj w końcu wylądowałam u pediatry. Opowiedziałam o wszystkim i pani stwierdziła, że z nią wszystko jest w porządku. Wyniki ok, ona zadowolona z życia. (No tak, Kami nawet bezpośrednio po wymiotowaniu śmiała się jak szalona, jakby ścieranie i przebieranie było świetnym kawałem, który chciała nam zafundować). Pani doktor powiedziała, że może być to refluks "schorzenie, polegające na nieprawidłowym cofaniu się kwaśnej treści żołądkowej do przełyku, z powodu niesprawności zwieracza dolnego przełyku"(źródło wikipedia) Byłam tym trochę zdziwiona, gdyż wydawało mi się, że dziecku ulewanie powinno się zakończyć około 6 m-ca życia, a nie rozpocząć. Kamila nigdy nie ulewała. Nawet przy poważnym odbiciu nie pojawiała się strużka pokarmu. A teraz takie coś. Lekarka kazała zakupić zagęstnik do pokarmu i przyjść za tydzień na szczepienie. Chyba, że się nie poprawi. Na razie jest w porządku, tym bardziej, że te przypadki trafiały się raz w tygodniu, to chyba nie mam się czym martwić. Zobaczymy co dalej za tydzień po ważeniu, czy prawidłowo przybiera.

Dochodzi jeszcze jedna opcja... Ząbkowanie... Ale, żeby każdą niedogodność zwalać na to??? Dziecko złe, marudne, - na pewno ząbkuje. Ślini się - ząbkuje, Wymiotuje i ma biegunkę - też ząbkuje...

Niestety, trzeba to chyba przeczekać. miałam nadzieję, że będę już miała całe noce przespane, tak jak z młodszą córką. A tu klops. Z jednego wstawania zrobiły się trzy...




sobota, 3 stycznia 2015

Skrót świąteczno-noworocznych wydarzeń

Święta święta i po świętach chciało by się rzec. Czas ten minął jak z bicza strzelił. Czy tak jak sobie wymarzyłam? Nie do końca.

Na Boże Narodzenie byłam u mamy w okolicach Nysy. Bardzo mnie to ucieszyło, że po tak długim czasie znów spędzę święta w jej towarzystwie. Jednakże choroba Kamili spędzała mi sen z powiek. Pożegnałam się przez to całkowicie z karmieniem piersią (choć miało to miejsce tylko nocą, było to dla mnie bardzo ważne). Moja córeczka zwracała wszystko co zjadła. Najpierw myślałam, że truje się mlekiem, potem tamtejszą wodą a potem myślałam, że to ja ją podtruwam swoim mlekiem z piersi. O drugiej w nocy dzwoniłam na całodobową opiekę nocną i świąteczną do swojego miasta by mieć pewność, że porozmawiam z pediatrą. Dzięki bogu na miejscu była miła pani doktor, która uspokoiła mnie i poinstruowała, co robić i jej podawać. Na następny dzień wybrałam się do pobliskiego miasta po mleko hipoalergiczne by moje słońce zjadło coś lżejszego. Obeszłam chyba pięć aptek i w żadnej, ale to w żadnej nie mieli takowego specyfiku. Pomyślałam, że jestem w czarnej d... a dziecko będzie głodować. kupiłam jej tylko synbiotyk na wytworzenie flory bakteryjnej i stwierdziłam, że będzie dostawać mleko to co mam bardzo rozrzedzone i oczywiście gotowaną marcheweczkę na zatrzymanie biegunki. I takim sposobem daliśmy jakoś radę przeżyć święta. Ostatni "przypadek" miał miejsce w czasie wigilijnej wieczerzy zaraz po barszczu z uszkami. Dziecko pozbyło się wszystkiego lichego co zjadło, a my zamiast podawać dania dalej musieliśmy dziecko kąpać.

Takie liche dania podawaliśmy aż do 27 grudnia. Dziecku minęło to daliśmy znów jej mleko w takiej wartości jaka zapisana została na opakowaniu. Stwierdziliśmy, że wszystko znów wróciło do normy. Myliliśmy się,

Nadszedł Sylwester. Już spakowani mieliśmy zaraz wyjeżdżać do mojej siostry. I nagle powtórka z rozrywki. Co robić? Jechać, nie jechać? Ale musimy! Drugie dziecko w końcu właśnie tam jest od trzech dni i tak czy tak trzeba je odebrać. Nic, to pojechaliśmy. U dziecka znów dieta. Najwyraźniej zatrucie odpada, Zaraz po Nowym Roku będzie trzeba zrobić jej szereg badań.

Od tego czasu dziecko cały czas jest na diecie. Tak jak nigdy nie ulewała, tak teraz zaczęła. W poniedziałek czeka mnie morfologia, mocz i wizyta u pediatry. Cieszy mnie tylko to, że moje słońce jest cały czas w miarę dobrym humorze. To może oznaczać, że to nic poważniejszego.



Mam nadzieję, że Wam ten okres minął zdecydowanie lepiej.

Pozdrwaiam Wiolka