sobota, 3 stycznia 2015

Skrót świąteczno-noworocznych wydarzeń

Święta święta i po świętach chciało by się rzec. Czas ten minął jak z bicza strzelił. Czy tak jak sobie wymarzyłam? Nie do końca.

Na Boże Narodzenie byłam u mamy w okolicach Nysy. Bardzo mnie to ucieszyło, że po tak długim czasie znów spędzę święta w jej towarzystwie. Jednakże choroba Kamili spędzała mi sen z powiek. Pożegnałam się przez to całkowicie z karmieniem piersią (choć miało to miejsce tylko nocą, było to dla mnie bardzo ważne). Moja córeczka zwracała wszystko co zjadła. Najpierw myślałam, że truje się mlekiem, potem tamtejszą wodą a potem myślałam, że to ja ją podtruwam swoim mlekiem z piersi. O drugiej w nocy dzwoniłam na całodobową opiekę nocną i świąteczną do swojego miasta by mieć pewność, że porozmawiam z pediatrą. Dzięki bogu na miejscu była miła pani doktor, która uspokoiła mnie i poinstruowała, co robić i jej podawać. Na następny dzień wybrałam się do pobliskiego miasta po mleko hipoalergiczne by moje słońce zjadło coś lżejszego. Obeszłam chyba pięć aptek i w żadnej, ale to w żadnej nie mieli takowego specyfiku. Pomyślałam, że jestem w czarnej d... a dziecko będzie głodować. kupiłam jej tylko synbiotyk na wytworzenie flory bakteryjnej i stwierdziłam, że będzie dostawać mleko to co mam bardzo rozrzedzone i oczywiście gotowaną marcheweczkę na zatrzymanie biegunki. I takim sposobem daliśmy jakoś radę przeżyć święta. Ostatni "przypadek" miał miejsce w czasie wigilijnej wieczerzy zaraz po barszczu z uszkami. Dziecko pozbyło się wszystkiego lichego co zjadło, a my zamiast podawać dania dalej musieliśmy dziecko kąpać.

Takie liche dania podawaliśmy aż do 27 grudnia. Dziecku minęło to daliśmy znów jej mleko w takiej wartości jaka zapisana została na opakowaniu. Stwierdziliśmy, że wszystko znów wróciło do normy. Myliliśmy się,

Nadszedł Sylwester. Już spakowani mieliśmy zaraz wyjeżdżać do mojej siostry. I nagle powtórka z rozrywki. Co robić? Jechać, nie jechać? Ale musimy! Drugie dziecko w końcu właśnie tam jest od trzech dni i tak czy tak trzeba je odebrać. Nic, to pojechaliśmy. U dziecka znów dieta. Najwyraźniej zatrucie odpada, Zaraz po Nowym Roku będzie trzeba zrobić jej szereg badań.

Od tego czasu dziecko cały czas jest na diecie. Tak jak nigdy nie ulewała, tak teraz zaczęła. W poniedziałek czeka mnie morfologia, mocz i wizyta u pediatry. Cieszy mnie tylko to, że moje słońce jest cały czas w miarę dobrym humorze. To może oznaczać, że to nic poważniejszego.



Mam nadzieję, że Wam ten okres minął zdecydowanie lepiej.

Pozdrwaiam Wiolka