Pytanie te dotyczy wielu przyszłych mam. Część z nich chciałaby rodzić naturalnie, jednak stan ich zdrowia czy dziecka lub nawet sam przebieg ciąży na to zwyczajnie nie pozwalają. Działa to również w drugą stronę: te które mogą rodzić naturalnie zwyczajnie tego nie chcą. A ich argumentów jest kilka.
1. Boją się bólu spowodowanego przez skurcze.
I słusznie, bo to jeden z najsilniejszych rodzajów bólu jaki może poczuć człowiek. Mało która kobieta nie odczuwa bóli porodowych, jednakże nie twierdzę, że się to nie zdarza. Przykładem może być moja teściowa przy porodzie czwartego dziecka. Kobieta ledwo zdążyła zadzwonić na pogotowie, a dzidziuś urodził się w biegu. Karetka zabrała szczęsliwie do szpitala już dwie osoby :) W sumie nie wiem, czy był jakikolwiek moment, żeby coś ją wtedy bolało, bo opowiadała o tym tak jakby ten poród był banalny jak bułka z masłem;)
2. Dzieci rodzą się z mniejszym prawdopodobieństwem uszkodzeń ciała podczas wyciągania przy cc.
No fakt, rzadko bo rzadko, ale zdarza się przy naturalnym porodzie, że nie wiadomo z jakich przyczyn dzidzia rodzi się ze zwichniętym barkiem, czy wyrwaną nóżką. Nie chciałabym tu krytykować lekarzy czy położnych, ale zdarza się niektórym niedopuszczalna jak dla mnie rutyna. Rodząc dziecko ufamy im bezgranicznie, że wszystko przyjdzie tak jak powinno, a tu klops. Dzieciątko przy cesarskim cięciu jest (niby) po prostu wyjmowane, ważone etc. etc., co się przy takich dzieciątkach po porodzie robi. Jednakże rutyna może przyjść nawet w tym momencie, wiec takie niebezpieczeństwo istnieje zawsze.
Przy cesarskim cięciu nie występują też takie komplikacje jak na przykład zaklinowanie w kanale rodnym, problem ten jest kolejnym wskazaniem do zabiegu, ale wtedy trzeba już działać szybko.
A jakie wady ma planowana cesarka?
Sama jestem po dwóch zabiegach ze względu na wskazania neurologiczne i niestety każdy był inny. Przy pierwszym byłam w znieczuleniu podpajęczynówkowym. Czyli dostałam szprycę w kręgosłup i nie czułam kompletnie żadnego bólu przez następne kilka godzin po porodzie. Miałam tylko jeden moment kryzysowy gdy znieczulenie przestawało już działać. Jednak wtedy pielęgniarka pospiesznie przybyła mi na ratunek dając mocniejszy lek. Dzidziusia dostała dopiero po ok dwóch godzinach po porodzie i to tylko, żeby ją zobaczyć. Pierwszy raz przyłożyłam ją do piersi po około 12. Na szczęście miałam pokarm w piersiach od razu.
Zdecydowanie gorzej było przy drugim cięciu po czterech latach. Oj koszmarnie wspominam ten zabieg. Znieczulenie miałam tym razem ogólne, ze względu na prawdopodobne pojawienie się w ciąży alergii na lidokainę. Lekarze woleli dmuchać na zimne i mnie uśpili. jednak już sam wyjazd z bloku operacyjnego był koszmarem. Pamiętam tylko okropny ból brzucha i moje wołanie "zabierzcie mnie stąd, boże jak boli!" Najgorsze jest to, że widziała to moja starsza córeczka, bo była w raz z mężem przed salą i czekała na siostrzyczkę. Dziecko dostałam dopiero na drugi dzień. Możliwe, że to przez ten szok. A to spowodowało dalsze komplikacje. Pokarm w piersiach pojawił się dopiero w trzeciej dobie. Ale walczyłam o niego jak lwica. Kami była przy piersi niemalże cały czas. Ssała dobrze, to wiem na pewno, ale pokarmu nie było. Ale nie poddawałam się, bo wiedziałam, że kiedyś musi się pojawić. W trzeciej dobie pojawił się niestety także koszmarny, ciągnący ból pachwiny. Tak jakby mnie rozrywało a rana pękała. Nie mogłam ruszyć nogą, chodzić i poranna toaleta sprawiała mi ogromną trudność. Ból ten trwał jeszcze przez dwa następne tygodnie, i gdyby nie wsparcie męża to popadłabym zapewne w depresję :( Teraz rana dokucza mi od czasu do czasu, ale przez to doświadczenie, na pewno nie zdecyduję się na kolejną ciążę.
Tak więc zanim zdecydujesz się na poród przez cc na życzenie, przemyśl to kilkakrotnie. Bo nie jest to takie kolorowe jakie mogłoby się wydawać.
Zapraszam do dyskusji w komentarzach.
pozdrawiam Wiolka