piątek, 28 listopada 2014

Duma mnie rozpiera! Ale nie spoczywamy na laurach!



Na studiach (edukacja elementarna) bardzo zawiodła mnie informacja, że w przedszkolach zakazano nauczania literek. Nie rozumiem tego postępowania, gdyż jako sześciolatek bardzo byłam dumna z tego, że potrafię czytać. Ba nie jako sześciolatek, a jako czterolatek. W szkole wcale się nie nudziłam, bo nie umiałam pisać bardzo dokładnie i tego musiałam się nauczyć właśnie wtedy.
Samego czytania nauczyłam się gdy miałam cztery i pół roku. Może poniekąd było spowodowane to tym, że starsza o dwa lata siostra właśnie wtedy uczyła się literek w zerówce i po prostu pragnęłam być taka jak ona. Poza tym dostałam od mamy potężny zbiór baśni Andersena, jednak mama która pracowała na dwie zmiany nie miała czasu mi tego czytać, a obrazki były tak bardzo interesujące, że pragnęłam poznać jej treść.

Z córką praca nad jej "wykształceniem" trwała od najmłodszych lat. Wszyscy dziwili się jak niespełna dwuletnie dziecko liczy do dziesięciu. Zwyczajnie - nikt nie tłukł jej tego młotkiem do głowy. Wystarczyło za każdym razem kiedy wchodziła po schodach liczyć je. I w ten sposób załapała to bez problemu. Gdy skończyła lat trzy zorientowałam się, że ma problem z określeniem kolorów. Ale wystarczyło kupić jej odpowiednie puzzle i po półtorej tygodnia efekt był wymierny. gdy skończyła cztery lata przyszła pora właśnie na zaznajomienie z literkami. Ze względu na to, że właśnie w przedszkolach odeszli całkowicie od nauki literek postanowiłam sama już teraz zaznajamiać córkę ze szlaczkami literkami i cyferkami. I nie - nie zakładałam, że córka zacznie czytać w wieku lat czterech. Chciałam by z nimi się opatrzyła, gdyż gdy pójdzie do szkoły, będzie jej zwyczajnie łatwiej, jeśli będzie znała choć część alfabetu. We wrześniu zakupiliśmy jej dla zachęty ołówki, zeszyty i piórnik z ulubioną bohaterką filmową, dzięki temu kilka razy dziennie po nie sięga, bez żadnego przymusu. Ba! jest prze szczęśliwa, że może pisać ołówkami z Violetty! (co prawda ten serial wychodzi mi już bokiem, ale... jak mają być efekty to trzeba jakoś córkę zachęcać prawda?). Zakupiłam też jej zestaw szlaczków. Powiedzieliśmy jej z mężem, że gdy tylko nauczy się podpisać, to kupimy jej coś z Violetty co sobie tylko wybierze. I przedwczoraj nadeszła ta chwila. Córka przyszła do mnie jak zwykle z karteczką i sama podpisała się! Nic jej nie kazałam zrobić zrobiła to automatycznie i bez jakiegokolwiek przymusu. Było to spontaniczne zupełnie! Dlatego gdy zapytałam jej co tam jest napisane i odpowiedziała "No Nikola, mamo nie wiesz?" to wiedziałam, że to ten moment! potrafiła także nazwać poszczególne z literek. Tak więc jak w tytule - pękam z dumy!
efekt jest takowy, może nie jest to zbyt piękne ale co z tego?!:)

Zauważyłam jednak ważną rzecz - dopiero mój doping, i jej własna samodzielna praca bez jakiegokolwiek "siadaj robimy szlaczki" przyniosła efekty. Najwyraźniej takie małe dziecko musi dojść do tego same tylko i wyłącznie poprzez zabawę. Wcześniej próbowałam właśnie siadać z nią, ale bardzo szybko się zniechęcała i rozpraszała. Gdy podchodziła do mnie i mówiła "Mamo napisz mi..." pisałam jej co chciała i kazałam powtarzać jej kilka razy. Potem bawiąc się pisała pod spodem to samo wiele razy i tak musiało jej to zapaść w pamięć. W ten sposób nie ukradłam jej także dzieciństwa - po prostu moja mądrala nauczyła się tego "prawie" sama.

Teraz mam w planach nauczenie jej całego alfabetu. By tego dokonać nakleję jej kolejności alfabetycznej literki z każdej opcji - drukowanej i pisanej, dużej i małej. I codziennie mam zamiar jej śpiewać ten alfabet. Mam nadzieję, że w ten sposób za kilka miesięcy uda mi się nauczyć jej wszystkich literek. Także - trzymajcie za nas kciuki!!!


Pozdrawiam Wiolka ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wasze komentarze są dla mnie bardzo ważne, sama dopiero się uczę więc może skorzystam z Waszych cennych uwag! Komentować może każdy! Zarówno bloger jak i gość! Pozostaw linka do swojego bloga a na pewno Cię odwiedzę.